Nie będzie tu mowy o staniu w ogonku w sklepach czy urzędach, lecz o pojedynczych (a w dodatku gołych) figurach damskich i męskich zatrudnionych w muzeach w charakterze eksponatów. Otóż pewnego razu rzuciło mi się w oczy, że rzeźbione statuy męskie najczęściej są czymś zajęte, podczas gdy damskie przeważnie nic nie robią, chyba że zabiegają koło własnej toalety (ten właśnie temat zawiódł niektórych artystów na tematyczne manowce, o czym będzie mowa później).
Co do mężczyzn, też oczywiście istniały wyjątki, ale tylko na samym początku, mianowicie w sztuce greckiej epoki archaicznej. Należą do nich posągi kurosów, zwanych również Apollonami. Wprawdzie Apollo z Tenei w Gliptotece Monachijskiej wysunął jedną nogę do przodu na podobieństwo faraonów w marszu donikąd, Apollo z Piombino w Luwrze wyciągnął zaś po coś ręce, większość z nich jednak, uśmiechając się, stoi sztywno na baczność z rękami opuszczonymi wzdłuż tułowia, jakby ktoś zakrzyknął: "Panowie, łapy przy sobie!". Jednakże kurosi byli przypuszczalnie figurami kultowymi i dlatego próżnowali niczym generałowie odbierający defiladę.
Gdy w epoce klasycznej obnażeńcy rodzaju męskiego wyzbyli się ceremonialnej sztywności, zaraz dano im coś do roboty. Poliklet wygiął swe posągi w kontrapoście podobnym do postawy "na spocznij", w istocie jednak odpoczywać im nie pozwolił. Doryforowi, w Muzeum Narodowym w Neapolu, kazał trzymać włócznię, a jego Diadumenos w British Museum w Londynie musi sobie zawiązywać opaskę na głowie.
|
powiększenie...
Poliklet: Doryforos, kopia rzymska. Muzeum Narodowe, Neapol.
|
|
Praksyteles też był zwolennikiem pełnego zatrudnienia golasów: Hermesa w muzeum w Olimpii obarczył kołysaniem na rękach Dionizosa-niemowlęcia, czyli zaangażował go jako baby sitter. Choć jego Satyr w muzeum drezdeńskim nie ma żadnej konkretnej roboty, nalewa sobie wino do czary. Przynajmniej się upije, zamiast stać bezczynnie. A Lizyp? Jego Herakles w Muzeum Narodowym w Neapolu odpoczywa, bo się już spracował, lecz Apoksyomenos w Watykanie oczyszcza swe ramię skrobaczką. W Luwrze Gladiator Borghese z epoki hellenistycznej nie próżnuje - pochyla się z wyciągniętą ręką, aby zadać cios przeciwnikowi, choć ten już mu dawno uciekł. W Muzeum Watykańskim Laokoonowi i jego synom robota aż się pali w rękach, a nawet należałoby rzec: ślizga, bronią się bowiem przed śliskimi wężami, dławiącymi ich w śmiertelnych splotach.
Tradycja nie pozwalająca próżnować męskim nagusom w pozie stojącej przechodzi do renesansu. Zamiast atletów zatrudnia się Dawida, choć w Biblii nigdzie nie napisano, że nie miał co na siebie włożyć. Charakterystyczne, że we Florencji Dawid Donatella w Bargello flegmatycznie wspiera się na mieczu - pewnie dlatego, żeby mu nie spadł z głowy kapelusik. Rozebrany do naga staje się od razu aktywniejszy: u Michała Anioła na serio zamierza się z procy, u Berniniego (w Villa Borghese w Rzymie) z prawdziwą pasją rusza na niewidocznego Goliata, u Benvenuto Celliniego we Florencji (Perseusz w brązie) powiewa głową Meduzy niczym chorągwią na znak, że odciął ją własnoręcznie. Czasem golec sam nic nie robi, ale jemu coś robią: oto Milonowi z Krotony lew wbija kły w tyłek (rzeźba dłuta Pugeta, Luwr).
|