I wreszcie... |
|
I wreszcie...
|
|
szelkie widzialne przedmioty są jedynie papierowymi maskami. Ale w każdym wydarzeniu [...] jakowaś rzecz nie znana, a przecie rozumna ukazuje kształt swego oblicza spoza nierozumnej maski. Jeśli człek chce ugodzić, niech godzi poprzez maskę – stwierdza kapitan Ahab.*
|
Jedną z najwspanialszych powieści amerykańskich jest Moby Dick Hermana Mellville'a. Również jedną z najbardziej przygnębiających – przynajmniej z punktu widzenia kapitana. Przez setki stron książki śledzimy misję Ahaba, który pragnie wytropić i upolować wielkiego ssaka oceanicznego o imieniu Moby Dick. Ahab zapamiętał się w swym gniewie. Szuka zemsty, ponieważ wieloryb odgryzł mu nogę. Niektórzy krytycy twierdzą, że wieloryb odgryzł mu coś więcej, co usprawiedliwiałoby zaciętość dobrego kapitana. Ahab tłumaczy swojemu pierwszemu oficerowi, Starbuckowi, że Moby Dick jest czymś więcej niż wielorybem. To papierowa maska, reprezentująca ukrytą głębiej siłę przyrody, siłę, której Ahab musi stawić czoło. Dlatego przez setki stron książki Ahab i jego ludzie miotają się po oceanie, przeżywają rozmaite przygody i zabijają wiele mniejszych wielorybów o różnych masach. W końcu pojawia się on: wielki biały wieloryb! I wtedy akcja nabiera tempa. Wieloryb topi Ahaba, zabija resztę załogi, a na domiar złego zatapia statek. Koniec historii. Kompletne fiasko. Być może Ahabowi przydałby się większy harpun, którego odmówiono mu ze względu na dziewiętnastowieczne ograniczenia budżetowe. Nie pozwólmy, by nam przydarzyło się coś podobnego. Moby Cząstka jest w zasięgu strzału.
|
|
Musimy zadać pytanie, które dotyczy naszego modelu standardowego: czy jest on tylko tekturową maską? Jak to jest możliwe, by teoria potwierdzała wszelkie dane eksperymentalne przy niskich energiach, przy wysokich zaś przewidywała kompletne bzdury. Cóż, zapewne teoria nie uwzględnia jakiegoś nowego zjawiska, które ma doprawdy niewielkie znaczenie przy energiach osiąganych na przykład w Fermilabie i nie neguje zgodności teorii z danymi eksperymentalnymi. Przykładem tego, co, być może, zostało pominięte, jest nowa cząstka lub zmiana zachowania oddziaływania. Te postulowane nowe czynniki muszą dawać zaniedbywalny wkład przy niskich energiach, ale znaczny przy energiach osiągalnych w superpotężnych akceleratorach czy jeszcze wyższych. Jeśli teoria nie uwzględnia tych czynników (bo nic o nich nie wiemy), dla wysokich energii otrzymujemy matematycznie sprzeczne rezultaty.
|
Przypomina to trochę fizykę Newtona, która działa bardzo dobrze w zastosowaniu do zwykłych zjawisk, ale dopuszcza możliwość przyspieszania ciał do nieskończonych prędkości. Ta niemożliwa do zaakceptowania konsekwencja zostaje usunięta z chwilą wprowadzenia szczególnej teorii względności Einsteina. Teoria względności daje nieskończenie małe efekty przy prędkościach, z jakimi poruszają się rakiety czy pociski. Jednak przy prędkościach zbliżonych do prędkości światła pojawia się nowe zjawisko: masa ciała zaczyna rosnąć i osiągnięcie nieskończonej prędkości staje się niemożliwe. Przewidywania szczególnej teorii względności płynnie przechodzą w newtonowskie wyniki przy prędkościach niewielkich w porównaniu z prędkością światła. Słabość tego przykładu tkwi jednak w tym, że choć pojęcie nieskończonej prędkości mogło niepokoić fizyków klasycznych, to nie jest ono nawet w części tak przerażające, jak to, co się dzieje z modelem standardowym przy wysokich energiach. Wkrótce do tego powrócimy.
|
|
* Przekład Bronisława Zielińskiego, Czytelnik, Warszawa 1954.
|
|