Biblioteka materii |
|
Biblioteka materii
|
|
iedy opowiadam o fizyce cząstek elementarnych, często korzystam z uroczej metafory (trochę ją przy tym modyfikuję), której autorem jest Lukrecjusz, rzymski poeta i filozof. Przypuśćmy, że mamy za zadanie odkryć najbardziej elementarne składniki biblioteki. Jak się do tego zabrać? Moglibyśmy najpierw pomyśleć o podziale książek ze względu na rozmaite kategorie tematyczne: historia, nauki ścisłe, biografie itp. A może posortowalibyśmy je wedle rozmiaru: grube, cienkie, duże, małe. Rozważywszy wiele podobnych sposobów klasyfikacji, doszlibyśmy do wniosku, że książki są złożonymi obiektami i że łatwo można dokonać ich dalszego podziału. Zaglądamy więc do środka książki. Szybko rezygnujemy z podziału, którego kryterium stanowiłyby rozdziały, ustępy czy zdania, gdyż one same są złożonymi i nieeleganckimi składnikami. Słowa! Przypominamy sobie w tym momencie, że na stole przy wejściu leży gruby katalog zawierający wszystkie słowa występujące w bibliotece – słownik. Przestrzegając określonych reguł postępowania, zwanych gramatyką, możemy używać słów ze słownika, by zrekonstruować wszystkie książki znajdujące się w bibliotece. W każdej z nich te same słowa są używane i dopasowywane do siebie na różne sposoby. Ale słów jest tak wiele! Głębszy namysł doprowadziłby nas do liter, bo przecież słowa z nich się składają. No, wreszcie znaleźliśmy! Trzydzieści trzy litery pozwalają na stworzenie dziesiątków tysięcy słów, z których można złożyć miliony (miliardy?) książek. Musimy teraz wprowadzić dodatkowy zestaw reguł – ortografię – by ograniczyć ilość możliwych kombinacji liter. Gdyby nie wtrącił się w tym miejscu młodociany krytyk, moglibyśmy nawet próbować przedwcześnie opublikować nasze odkrycie. Młody krytyk powiedziałby, niewątpliwie wielce z siebie zadowolony: Nie potrzebujesz aż tylu liter, dziadku, zero i jeden w zupełności wystarczą. Dziś dzieci są już od kołyski otoczone cyfrowymi zabawkami i algorytmy komputerowe, zamieniające zera i jedynki na litery alfabetu, nie sprawiają im kłopotu. Jeśli jesteś na to za stary, drogi Czytelniku, to – być może – jesteś dość stary, by pamiętać alfabet Morse'a, złożony z kropek i kresek. Tak czy owak, mamy teraz następujący układ: zera i jedynki (albo kropki i kreski) wraz ze stosownym kodem, pozwalającym na utworzenie 33 liter, ortografię dla łączenia ich w słowa należące do słownika, gramatykę, by słowa układać w zdania, ustępy, rozdziały i wreszcie książki. A książki składają się na bibliotekę.
|
Jeśli nie ma już powodu poszukiwać głębszej struktury zera i jedynki, to znaczy, że odkryliśmy pierwotne, a-tomowe składniki biblioteki. W tym niedoskonałym porównaniu biblioteka przedstawia Wszechświat: gramatyka, ortografia i algorytm to siły przyrody, a zero i jeden to tak zwane kwarki i leptony, czyli nasi obecni kandydaci do miana demokrytejskich a-tomów. Wszystkie te składniki są, oczywiście, niewidoczne.
|
|