Posłuchajmy:
"Jak kiedy meońska lub karyjska niewiasta kość słoniową ubarwi purpurą - ma to być wędzidło dla koni, a niejeden jeździec, widząc je w jej komnacie, pragnąłby wziąć, lecz to klejnot królewski rumakowi na ozdobę, a woźnicy na chwałę - tak i tobie, Menelaosie, ubarwiły się krwią kształtne uda i golenie aż do kostek".
Albo:
"Jak szale rzetelnej kobiety, co przędzeniem zarabia na życie i na wadze kładzie wełnę, by dla dzieci zdobyć nędzną zapłatę - tak równo ważyła się walka Achajów i Trojan".
A oto Apollon roztrąca wał, który tyle pracy kosztował Achajów:
"Jak chłopiec nad brzegiem morza z piasku usypie zabawkę i znów ją rękami i nogami rozrzuca w płochej igraszce - tak ty, sławiony Fojbosie, rozrzuciłeś trud i znój Achajów".
Albo:
"Jak ogier w stajni, nasyciwszy się jęczmieniem u żłobu, zrywa pęta i biegnie w cwał przez pole, nawykły kąpać się w rzece o pięknej wodzie, dumny niesie wysoko głowę z rozwianą grzywą i pewny swej siły gna chyżo ku miejscom, gdzie zwykle pasą się klacze - tak Hektor na głos boga porwał się biegiem na śmigłych nogach".
I jeszcze:
Trafiony strzałą pada Gergytion, syn Priama: "Jak głowę przechyli mak w ogrodzie owocem i deszczami wiosennymi ugięty - tak on pochylił głowę ciężką od hełmu".
Co chwila Homer zawiesza akcję poematu, choćby w największym zamęcie bitwy, by nagle pośród mieczów i dzid, cwałujących koni, poległych i rannych otworzyć niby strzelnicę w surowej twierdzy widok na inny świat, na dzień powszedni, który nic nie wie o wojnie, Troi i bohaterach. Tu panuje czas teraźniejszy. Ten, w którym żył poeta daleko poza heroiczną przeszłością. Tu widać ludzi prostych wśród powszednich zajęć i pracy - rybaków, pasterzy, poławiaczy ostryg, słychać głosy ptaków nad rzeką, pada śnieg i grad, lwy i wilki rzucają się na trzody, i jakby go ten czas teraźniejszy wyzwalał z epickiego dystansu, w swych porównaniach odzywa się często osobistą apostrofą wołając po imieniu bogów i bohaterów.
Jest to w istocie najbardziej osobisty głos poety, który swych porównań nie odziedziczył po dawnych aojdach, pierwotna poezja nie zna takich porównań, jak nie będzie ich w pieśni o Rolandzie. Nie było ich przed Homerem, a po nim wszystkie od niego pochodzą. U niego uczył się ich Wergili, u Wergilego Dante i cały renesans europejski. Ale trzeba długo czekać, by ośmielono go się naśladować w tak kunsztownych porównaniach, jak to, w którym udo Menelaosa, draśnięte strzałą, porównywa z dziełem sztuki snycerskiej i na chwilę, jakby zapomniał o zranionym bohaterze, przywiera zachwyconym wzrokiem do ubarwionej purpurą kości słoniowej.
|