Lecz Telemach ma w kompozycji Odysei jeszcze inną rolę do spełnienia: odwiedza świat miniony, idzie naprawdę à la recherche du temps perdu, w oddalony i wygasający świat achajskich bohaterów, w świat Iliady, w który go wtajemnicza stary Nestor i pogodzony z Heleną Menelaos. Jest to właściwe Homerowi operowanie epizodami, które rozszerzają akcję i otwierają w niej nieprzewidziane perspektywy.
Takim arcyepizodem jest zejście do podziemia, najbardziej przejmująca z przygód Odyssa, obojętne, skąd się tu wzięła, jakie stoją za nią rytuały czy mity, czy choćby najodleglejsze powiązania z podróżami do piekieł opiewanymi w prastarych eposach, o których zapewne Homer nigdy nie słyszał, póki mu ich nie odkryli nowożytni egiptolodzy i asyriolodzy, w Odysei zajmuje ona szczególne miejsce i jest najbardziej patetyczna z opowieści tułacza - latarnia magiczna, wstawiona w sam środek epopei, z wichurą obrazów i wizji, rozszerzających ziemski bieg zdarzeń o przeszłość i przyszłość - niezwykły twór poezji, niezapomniany: Wergili podejmie go na nowo, Dante oświetli nową wiarą. Nikt jednak nie przewyższy Homera w takich momentach, jak rozmowa Odyssa z Achillesem, spotkanie z Ajasem, który swą urazę poniósł za grób, rozmowa z matką, wreszcie wróżba Tejrezjasza, główny cel wędrówki do podziemia - wróżba zawieszająca nad całą Odyseją zagadkowy epilog, pozostawiony przez poetę na domysł wieków.
Był to pierwszy wielki twórca dusz i pozostał jednym z największych przy całym bogactwie nagromadzonym przez poezję dwudziestu kilku wieków po nim. Postacie przez niego stworzone nie zmieniły się od czasu, kiedy wyszły z jego słowa, choć każda z nich miała długie i zawiłe dzieje, każda wracała u wielu poetów, i jeśli ten lub ów zmieniał ich rysy, zapewniał im tylko krótkie i mdłe życie w odsyłaczu do Homera. Achilles, Hektor, Patroklos, Nestor, Parys, Priam, Helena, Andromacha, a po nich Odys, Penelopa, Telemach, Nauzykaa - każda z tych postaci żyje własną niepowtarzalną osobowością, a główni bohaterowie, Achilles i Odys - pełnią człowieczeństwa, z zaletami i wadami, z tryumfem cnót lub klęską przywar, żaden z nich nie trwa pokornie w wyznaczonej sobie roli, ale wyłamuje się z niej burzą namiętności lub niespodziewaną koleją losów.
Achilles, kiedy zacina się w swym gniewie, nie przeczuwa śmierci Patroklosa ze wszystkimi jej następstwami, a kiedy znęca się nad trupem Hektora, nie wie, że go sam obmyje i złoży na rydwanie, gdy Priam przyjdzie nocą otworzyć jego serce na nie znane wojownikowi uczucia litości i skruchy. O każdej z tych postaci można napisać książkę, były takie książki, bo nic w Homerze nie uchowało się od badań, dociekań, rozpraw i monografii, każda z tych postaci żyje w wyobraźni wieków, rozpamiętywana i portretowana we wszystkich momentach jej poetyckiego żywota.
Z pewnością Achilles, Agamemnon, Menelaos, Odys żyli przed Homerem w mitach, w pieśniach, może w historii (zwłaszcza Agamemnon ma dziś coraz wyraźniejsze rysy postaci historycznej), ale nikt nie wyposażył ich w taką siłę charakteru, a niektóre sam Homer wydobył z półmroku - Hektor nie istniał przed nim jako rycerz bez skazy, jak nie istniał w scenie pożegnania z Andromachą ani w kłótni z Parysem, ani w pojedynku z Achillesem, ani na marach jako symbol ginącej ojczyzny, ani w całej swej wielkości bohatera honoru, obowiązku i poświęcenia. I czy nie wolno nam odczuć szczególnej sympatii, z jaką poeta patrzy na tę postać, która jemu zawdzięcza swe pełne chwały istnienie?
Czy można przypuścić, by w jakimkolwiek micie znalazł Homer wskazówkę, która mu pozwoliła przedstawić Helenę tak, jak się ona objawia w niezapomnianej scenie z Afrodytą, która ją popycha w objęcia Parysa - przejmujący konflikt kobiety będącej ofiarą miłości? Nie sądzę również, by mógł to posłyszeć od innego poety, bo właśnie takie rzeczy stanowią tajemnicę jego artyzmu i rewelacyjnej psychologii. Jak z tą postacią postępowali poeci miernego lotu, świadczy fakt, że wielu po Homerze kusiło się dać opis jej urody, a tylko on jeden pozostawił ją naszym domysłom otaczając ją nieśmiertelnym urokiem i tym zachwytem, jaki we wszystkich budzi.
Obok wielkich postaci żyje w Iliadzie tłum takich, co nie mają nic prócz imienia i krótkiej chwili, kiedy giną pod mieczem wroga - to jednak wystarcza, by paru wierszami zapewnić im wizerunek niezapomniany. A co może jedno słowo, o tym świadczy scena, w której ginie Lykaon i gdy Achilles, zanim wymierzy mu cios, odzywa się doń "przyjacielu!", jakby się tym jednym słowem, tak oszałamiająco niespodzianym w takiej chwili, rozbrajał ze wszelkiej wrogości - pojednawczy pan śmierci i towarzysz wspólnego wszystkim ludziom losu.
|